poniedziałek, 23 października 2017

"Wołyń. Bez litości" Piotra Tymińskiego – książka, która kosztowała mnie wiele emocji.


Bestialstwo wojny uświadomiło mi w jak luksusowym miejscu i czasie żyję. W duchu liczę, że kalejdoskop zdarzeń tego nie zmieni. Myśl, że w innych częściach globu toczą się konflikty zbrojne, a człowiek podsyca je dla zysku, nie zważając na wartość jaką jest życie, mrozi mi krew w żyłach.

 

      Akcja książki rozpoczyna się w 1943 roku na Wołyniu, a dokładnie we wsi Osty zamieszkanej między innymi przez rodzinę Morowskich. To oczami jednego z jej członków, Stanisława Morowskiego, obserwujemy rzeź na Polakach zadanych ręką sąsiadów.

     Wielki Czwartek, czas wielkanocny, cała rodzina szykuje się do wieczerzy, gdy ich spokój brutalnie przerywa wtargnięcie Ukraińców, nie obcych, ale znanych z imienia i nazwiska. Z niewyobrażalnym okrucieństwem rozprawiają się z rodziną Staszka, nie oszczędzając kobiet, ani dziecka, trzyletniej siostrzenicy Staszka. Jemu cudem udaje się zbiec. Kiedy wraca, zastaje gdzieniegdzie pożogę, a większości zgliszcza we wsi która była jego domem. Podejmuje decyzję o podjęciu walki. 
    We wsi zawiązuje się Oddział Partyzancki Polskiej Armii Krajowej, następuje złożenie przysięgi, przyszli żołnierze przyjmują pseudonimy. Stanisław obiera sobie pseudonim „Len” dla uczczenia pamięci żony Heleny. Od tego momentu czytelnik staje się obserwatorem walki młodych ludzi, walki o zachowanie życia i w obronie polskiej ludności, która przetrwała.

      Wydawać by się mogła, że wiadomo kim jest wróg i przed kim należy się bronić. Jednak w życiu nic nie jest czarno-białe za to odcieni szarości mamy wiele. Autor, na przykładzie Wołynia ukazuje tu politykę, która się toczy w skali mikro. Okazuje się, że nie jest do końca jasne kto jest przeciwnikiem w tej wojnie, a kto sprzymierzeńcem. Ukraińcy wykorzystują wojnę dla własnych celów. Okrucieństwo sąsiadów przytłacza. Niemcy przyglądają się temu bezczynnie, gdyż w ten sposób łatwiej im zapanować nad ludnością okupowaną. Teoretyczni sowieccy sojusznicy rozbrajają polskie oddziały a żołnierzy pod groźbą srogiej kary wcielają we własne szeregi. Oburzenie i poczucie bezradności towarzyszyły mi bardzo często w trakcie lektury.

     Kolejna strona „Wołynia...”, kolejne refleksje. Książka należała do trudniejszych. Czytałam i odkładałam, by dojść do siebie po drastycznych scenach, których niejako stałam się świadkiem. Znów po nią sięgałam, gdyż chciałam wiedzieć, jak zakończy się partyzancka wędrówka Stacha. Tu nadmienię, że bardzo podobał mi się kąt poprowadzenia akcji, czyli skupienie uwagi na oddziale partyzanckim. Znalazłam się w epicentrum walk, bo oddział nieustannie toczył bój. Autor niezwykle plastycznie przedstawił tamte tereny, lasy, bagna. Umiejętne opisy walk sprawiły, że akcja jest wartka a książka trzyma w napięciu. Dzięki temu miałam potyczki żołnierzy przed oczami. Zupełnie jakbym sama biegła z peemem i oddała serie prosto w tych, którzy gwałcili i kroili żywcem niewinną ludność. Obraz rzezi na Wołyniu nakreślony przez Piotra Tymińskiego wymagał od niego szerokiej wiedzy z zakresu historii, którą jako magister tej dziedziny niewątpliwie posiada.

      Świat Wołynia z okresu Drugiej Wojny Światowej autor budował pieczołowicie. Poczynając od opisu domostw i sprzętów, potraw, którymi wówczas się raczono jak postne ziemniaki gniecione z makiem, czy opis zwyczajów wielkanocnych, jak zawody „jajeczne” polegające na sprawdzaniu, które jajo ma najtwardszą skorupkę. Osobiście ten zwyczaj od razu skojarzył mi się z tradycją kultywowaną w mojej rodzinie, gdy w czasie śniadania wielkanocnego bijemy gotowane jajo o jajo, a którego skorupka ocaleje ten wygrywa. Być może jest to jakaś szczątkowa forma dawnego zwyczaju? Dla mnie to potwierdzenie wagi przekazywania tradycji z pokolenia na pokolenie, która umacnia naszą tożsamość narodową a jednocześnie stanowi mentalny pomost z naszymi dziadkami i przodkami w ogóle. 
    Poza tym dowiedziałam się, że partyzanci którzy nie mieli broni strugali sobie karabin w drewnie a na końcu lufy mocowali kute ostrze, którym mogli bronić się w walce wręcz. Oczywiście nie strzelano z takiego karabinu miał być zmyłką dla wroga.

     Wraz ze Staszkiem Morawskim i jego oddziałem przemierzamy Wołyń. Raz po raz na scenę walk wkraczają kolejni bohaterowie, ich pseudonimy mnożą się na każdej stronie. W tym może tkwić pewna trudność utożsamienia się z bohaterami. Ale nie dla mnie. Taka była rzeczywistość wojenna. Kolejna akcja, polegli, nowi ochotnicy dołączający do partyzantki, nowe pseudonimy. Bohaterowie gubią się w zawierusze wojny. Wielu ich poległo za nasz dzisiejszy spokój. Autor nie rozwodzi się nad ich przeżyciami wewnętrznymi. Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy człowiek w tak ekstremalnych warunkach ma czas na jakiekolwiek emocje oprócz szoku (takie jak w przypadku zgwałconych kobiet), czy instynktu przetrwania i ucieczki. Uważam, że spodziewanie się głębokich uniesień jest nie na miejscu. W trakcie wojskowych akcji człowiek na adrenalinie czuje pobudzenie. Mózg zaczyna głębszą analizę, dopiero gdy znajduje na to czas, a więc w czasie, gdy system nerwowy przestaje być bombardowany nadmierną ilością bodźców. I tak Staszek, gdy łapie chwilę oddechu pod wpływem rozmowy z weteranem wojennym zaczyna rozmyślać nad swoimi czynami.




Na piecu chlebowym leżał staruszek okryty kożuchem. Kiedy tylko partyzanci zasiedli do stołu, dziadek zwlókł się ze swego posłania. Spoczął między nimi na ławie i zaczął im opowiadać swoją wojenną historię. (…) Stwierdził, że im dłużej trwa wojna, tym większe zezwierzęcenie instynktów i one często biorą górę nad człowieczeństwem. (…) Staszek niemal nie słyszał już tych ostatnich słów staruszka. Przypomniał sobie osoby, które zabił albo kazał rozstrzelać. Nie żałował gestapowca, policjanta w czapce ani kapitana „Wani”. Innym też się należało – tak to sobie dotąd tłumaczył. Teraz zaczął się zastanawiać, czy słusznie.”

"Wołyń.Bez litości", str.376-377


      Zbliżony do reporterskiego styl to właściwie obrany kierunek. Mimo, to fabuła wyzwoliła we mnie mnóstwo silnych uczuć. Obojętność wobec ponadludzkiego wysiłku żołnierzy jest niemożliwa.
    Widzę tylko dwa mankamenty. Po pierwsze brakowało mi słowa wstępu lub posłowia wyjaśniającego, ile w książce jest faktów a ile wyobraźni autora. Uwagi, zwłaszcza pióra historyka, byłyby na wagę złota. Po drugie brak rozdziałów stanowi dla mnie zagadkę. Zaznaczę, że na sam proces czytania w moim przypadku nie miało to wpływu, było to zaskoczenie dla oka.

    Książka naprawdę dobra. Czytałam ją z zapartym tchem. Podobało mi się uczestniczenie w życiu partyzantów oraz ich walce o życie i wolność. Jest to jedna z tych powieści, która pozostawi we mnie trwały ślad.

Piotr Tymiński 

Za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji i możliwość przeczytania dziękuję autorowi książki.

14 komentarzy:

  1. Mam w planach tą książkę, jednak szukam na nią odpowiedniego czasu. To bardzo trudny temat. Dopiero dziś trafiłam na Twój blog. Bardzo mi się tu podoba. Oczywiście dodaję do obserwowanych i będę zaglądała częściej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po powieści nawiązujące do wydarzeń historycznych, zwłaszcza do czasów wojennych raczej nie sięgam. Niestety są dla mnie zbyt trudne.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję ta książka poszerza horyzonty, ale zdecydowanie nie należy do odstresowywaczy, raczej porusza najczulsze struny.

      Usuń
  3. Całkiem niedawno miałam okazję przeczytać tę książkę. Świetna lekcja historii. Czytając tę książkę doceniałam jeszcze bardziej fakt, że żyje w kraju wolnym od wojny. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, pamiętajmy o tym, co było, wyciągajmy wnioski.

      Usuń
  4. Warto pielęgnować pamięć naszych przodków. Ja czasem lubię zrobić odskocznie od lżejszej literatury. Aktualnie podczytuję w wolnych chwilach wspomnienia z Auschwitz "Byłem asystentem dr Mengele". Po tę może też kiedyś sięgnę :)

    kasiaiksiazki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Uważam, że takie książki warto czytać i należy głośno o niej mówić.:)
    kocieczytanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie lubie takich historycznych ksiązek, ale moze sie kiedys skusze :)
    zapraszam: http://teczowabiblioteczka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Cieszę się, że Ci się podobała ta książka. Myślę, że jak znajdę więcej czasu to po nią sięgnę.
    Serdecznie pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.de

    OdpowiedzUsuń
  8. Dopisuję do listy must read ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Co chwilę w blogsferze na nią gdzieś tam wpadam. Nie sadzę, by derastycznosc sprawiała, bym książkę odkładała (jednak jestem wytrzymałą osóbką XD), ale jak na razie po prostu nie jestem do niej przekonana. Za głośno o tym temacie jest ostatnio.

    OdpowiedzUsuń
  10. czytałam i przyznaje że trudna lekcja historii warta poznania. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem ciekawa tej książki, bo o tak trudnym temacie pisać niełatwo.

    OdpowiedzUsuń