Akcja powieści toczy się na
przestrzeni około dwudziestu lat. A sam początek to pierwsze lata
po II wojnie światowej. W Barcelonie kłębi się gęsta powojenna
atmosfera kładąca się cieniem na życiorysach wielu mieszkańców.
Przez pierwszą część powieści Carlosa Ruiz Zafóna
„Cień wiatru” (The Shadow of the Wind) płynęłam pod prąd i
kosztowało mnie to wiele sił. Ponury, a nawet złowieszczy klimat
społeczno – polityczny ówczesnej Hiszpanii sformułował się w
mojej głowie jednym słowem – groza. Szybko jednak wszystko się odmieniło, a ja zaczęłam płynąć z nurtem zachwycających mnie coraz bardziej słów i fabuły.
Niezbyt zamożny księgarz zabiera
swego dziesięcioletniego syna w tajemnicze miejsce zwane Cmentarzem
Zapomnianych Książek. Spośród setek tysięcy lektur chłopiec
wybiera „Cień wiatru” autorstwa Juliána
Carax. Jest to książka, którą ma „adoptować”, tak
przynajmniej twierdzi jego ojciec. Kiedy Daniel kończy czytać
książkę, pragnie dowiedzieć się czegoś więcej o jej autorze.
Powieść bogata jest w wiele odcieni,
na nich skupia się fabuła, na odcieniach życia, jego zakrętach,
zakamarkach. Poszukiwania młodego Daniela Sempere prowadzą w wiele
ciekawych miejsc w Barcelonie oraz do ludzi obciążonych życiowym
doświadczeniem w nadmiarze na jaki nie zasługują. Daniel ma zamiar
odtworzyć ścieżki pewnego pisarza, Juliána
Carax, którego książka „Cień wiatru” można napisać, uwiodła
go literacko. Im więcej odkrywa o życiu pisarza, tym jest
ciekawiej.
Wokół tego wątku oplecione są
pozostałe, dotyczące Daniela i jego bliskich oraz przyjaciół.
Tempo książki jest równe, trochę melodramatyczne. Z pewnością
nie jest szybkie i gwałtowne. Akcja rozkręca się stopniowo.
Odpowiadało mi to w zupełności. Carlos Ruiz Zafón
umiejętnie stopniuje napięcie. Odkrywanie szczegółów z życia
tajemniczego pisarza, jako fance kryminałów, bardzo przypadło mi
do gustu. Tym bardziej, że życie Carax kończy zagadkowa śmierć.
Daniel prowadzi swoje prywatne
śledztwo, najpierw sam, a później z wielce gadatliwym przyjacielem
Ferminem Romero de Torresem. Właśnie postaci są kolejnym atutem
książki. Mają bogate życiorysy ulepione z doświadczeń nabytych
w Barcelonie z początków XX wieku. Trudnych czasów wojny i
przemian. Są ci, którzy trzymają władzę i ci, którzy kryją się
w ciemnych alejkach.
Po pierwszych kilkunastu stronicach
myślałam, że książka została przereklamowana i będę się
męczyć. Mało tego, postanowiłam sobie nie sięgać po kolejne
części. Byłam w błędzie. Powieść szybko urzekła mnie nie
tylko od strony fabularnej, ale i od strony językowej. „Cień
wiatru” czytałam w przekładzie Lucii Graves na angielski.
Przyznam, że jeśli ktoś chciałby wzbogacić swój angielski, to
śmiało zachęcam, bo warto sięgnąć po tę książkę w tej
wersji językowej. Myślę, że za jakiś czas sięgnę po kolejne
części, by znów obcować ze stylem autora. Pisarz dzięki
sprawnemu pióru stworzył wielowymiarowy, plastyczny obraz
powojennej Barcelony i ludzkich serc napiętnowanych tamtymi czasami.
Przede wszystkim skupił się na młodości, na jej walorach i
przywarach. Na tym, jak trudno wejść w życie i nie popełnić
błędów. Jak kocha się pierwszy raz i jak zapada ta miłość w
serce na zawsze.
„Cień wiatru”
pozostawił mnie z nutą smutku do czego może prowadzić silne
uczucie, niepokoju o to, jaki może być człowiek, zadumy nad
pokrętnymi ścieżkami losu i tęsknoty za bohaterami.
Teraz, gdy spoglądam na półkę, w promieniach światła
mieni się złoty napis "The Shadow of the Wind".