środa, 28 listopada 2018

"Nie pozwól mi umrzeć" - nie każdy może poprosić o pomoc wprost



    „Nie pozwól mi umrzeć” - niemy krzyk maleństwa, które jest bezradne, zależne od mamy, wyciąga do niej rączki i płacze. W tym niezrozumiałym kwileniu kryje się prośba o bezpieczeństwo, miłość, ciepło. Wydawałoby się, że nie sposób oddać bólu matki, która staje w obliczu tragedii swojego dziecka, która jest bezsilna, patrzy na cierpienie i nie może go ukoić. Tymczasem przeżyłam ostatnio taką tragedię, nie będę wchodzić w szczegóły. Stanęłam na krawędzi zmysłów wraz z Dalią Chybą, bohaterką thrillera medycznego Krzysztofa Koziołka.


    Autor jawi mi się jako mistrz żonglerki słownej. Słowem buduje dowolny fragment rzeczywistości, a on nabiera realnego wymiaru. Jesteś przekonany, że poznajesz prawdę dotąd skrzętnie skrywaną. I to dobry trop. Autor do klawiatury siada po głębokim researchu. To nie wszystko, jeśli tylko pisarz zechce, wprowadza czytelnika w stan wstrząśnienia emocjonalnego. Uczucia bohaterów przechodzą na czytelnika. Uważajcie! Niby spokojnie rozwijająca się fabuła, ale śledztwo zatacza coraz szersze kręgi, nabiera tempa, robi się niebezpiecznie. A przy tym wszystkim wydaje się, że poznałeś już bohaterów, a oni zaskakują cię wciąż na nowo. Tak, zdecydowanie mistrzowska żonglerka słowna.


    „Nie pozwól mi umrzeć” to thriller medyczny, ale i kryminał skandynawski oraz sensacja w najlepszym wydaniu. W tej atrakcyjnej kryminalnej oprawie kryje się poważny i ważny temat szczepień. Kiedy wynaleziono szczepionkę przeciw ospie, czy gruźlicy, celem było uratowanie setek tysięcy istnień. Współcześnie człowiek i jego zdrowie jest sposobem na miliardowe zyski. Jak potoczy się rozgrywka pomiędzy jednostką a bezwzględną korporacją? Śmiało polecam każdemu, aby przekonał się sam.



tytuł: "Nie pozwól mi umrzeć"
autor: Krzysztof Koziołek
wydawnictwo: Manufaktura Tekstów
stron: 394


Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorowi.

wtorek, 27 listopada 2018

Zażyj paracynamon i spójrz na świat przez różowe okulary!




   Mroźne popołudnie postanowiłam ocieplić powieścią obyczajową. Wybór padł na „Paracynamon” Dany Newelskiej, który cierpliwie czekał na półce już kilka miesięcy. Książka liczy zaledwie 157 stron, więc nazwanie jej powieścią będzie zapewne przesadą. Poprawiam się i zdefiniuję „Paracynamon” jako historię uplecioną z wątków typowo obyczajowych okraszonych humorem i trafnymi spostrzeżeniami dotyczącymi życia. Zwięzła opowieść w sam raz na jedno popołudnie.

   „Paracynamon” jest debiutem Dany Newelskiej. Przyznam, że w moim odczuciu udanym. Tego było mi trzeba. Dowiedziałam się, że na wszelkie bolączki najlepiej zażyć paracynamon właśnie. Więcej Wam nie zdradzę! Warto przekonać się samemu, co, ile oraz jak zażyć ;).

   Wcześniej miałam okazję przeczytać „Talon na drugie życie”(paradoksalnie najpierw przeczytałam drugą książkę pisarki), który wywarł na mnie piorunująco dobre wrażenie. I tym razem ponownie miło spędziłam czas. Autorka ma lekkie pióro i bogatą wyobraźnię. Stworzyła emocjonujących bohaterów, z którymi ciężko się rozstać. Potrafi pisać o kobietach takimi jakimi są, dodając im uroku na każdej stronie książki, nawet gdy opisuje ich słabostki.

   Barbara Madej nie mogąc dłużej znieść niewierności męża oraz jego lewych interesów występuje o rozwód. Mąż nie robi przeszkód przekonany, że kobieta nie podoła samotności. Tymczasem bohaterka z pomocą syna zakłada profil na jednym z portali randkowych i po „oddzieleniu plew od ziarna”, jak sama mówi, rozpoczyna randkowanie z przystojnym Maurycym.


   Czytając „Paracynamon” możecie spodziewać się wielu zabawnych perypetii, które przydarzą się bohaterom. A czas w trakcie lektury zleci, jak z bicza strzelił.



tytuł: "Paracynamon"
autor: Dana Newelska
wydawnictwo: Manufaktura Tekstów
stron: 157




Dziękuję autorce za egzemplarz recenzencki.

niedziela, 18 listopada 2018

Autopsja ludzkiej duszy






    Młodość przywodzi na myśl niewinność, świeżość, prawo do prób i błędów. Z czasem osobowość kształtuje się pod wpływem doświadczeń, nabiera intensywności. Wybieramy ścieżki, których żałujemy bądź sami jesteśmy zaskoczeni obraną drogą. Oscar Wilde w „Portrecie Doriana Graya” mistrzowsko analizuje cechy, które nosimy w sobie. Czasem mamy większą lub mniejszą potrzebę by być atrakcyjnym dla innych, ale w każdym z nas to pragnienie jest. Dorian uwodzi swoim wyglądem, nie wątpi w swój seksapil. Przegląda się w głodnych pożądania spojrzeniach ludzi wokół. Tymczasem piękno jest ulotne. Zatrzymać je na zawsze stanie się jego celem.

    Wilde popisał się kunsztem literackim. Powieść o młodzieńcu umykającemu starości nadal pobudza wyobraźnię czytelników. W mojej wyobraźni wciąż rozgrywają się sceny z powieści. Analizuję spojrzenie autora na ludzką moralność. Czy właśnie taka jest prawdziwa twarz naszej natury?



    Mroczna, niepowtarzalna, oryginalna, wciągająca, przejmująca taka jest fabuła powieści.



    Książkę przeczytałam w wersji anglojęzycznej. Jest to szczególna wersja tego działa. Przeznaczona do nauki angielskiego. Została zredagowana przez zespół specjalistów, Martę Fihel – anglistkę z wieloletnim stażem, prof. dr hab. Dariusza Jemielniaka tłumacza agencyjnego i książkowego, Grzegorza Komerskiego – absolwenta filozofii, również tłumacza oraz Macieja Polaka filozofa, z zamiłowania historyka obyczajowości i kultury w czasach nowożytnych.



    Egzemplarz książki jest nietypowy. Lekturę rozpoczęłam z pewną rezerwą. Lubię książki anglojęzyczne, ale bez przeróbek. Tym bardziej cieszę się, że książka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. „The Picture of Dorian Gray. Portret Doriana Graya w wersji do nauki angielskiego” przypomina podręcznik i, jak przyznają sami autorzy, jest nim. Tekst powieści przeredagowano, tak aby był adekwatny dla osób prezentujących poziom B2 w języku angielskim, czyli średnio-zaawansowany według wyznaczników British Council.



    Książka została opatrzona, jak możecie zobaczyć na zdjęciu, w słowniczek umieszczony na marginesie objaśniający trudniejsze słownictwo. Czytelnik nie musi siedzieć ze słownikiem w ręku, czy wyszukiwać niezrozumiałych słówek w internetowych translatorach. Przyznam, że to wygodne rozwiązanie.



    Na końcu każdego rozdziału omawiane są zagadnienia leksykalne i gramatyczne. A w części z ćwiczeniami każdy chętny może teorie przekuć w praktykę. Tym bardziej, że na końcu książki umieszczono klucz do testów. Na bieżąco po rozwiązaniu zadania można sprawdzić, czy udzielone odpowiedzi są poprawne. Wśród ćwiczeń znajdują się między innymi krzyżówki, zadania True/False (prawda/fałsz), transformacje.



   Sporą ciekawostką był dla mnie komentarz przybliżający angielską kulturę i historię. Swoiste wejrzenie w niektóre elementy angielskiej kultury. Objaśniono skąd wziął się i jak wielka wagę ma Order Podwiązki, którego nazwa, sami przyznacie, brzmi dość komicznie, czym był wiktoriański clubbing, a także Covent Garden.



    Nauka języka angielskiego, którą można połączyć z czytelniczą pasją i świetna zabawa pod postacią gier słownych. Książka stanowi rewelacyjną odskocznię od typowych,  momentami nużących monotonią podręczników.




Książka ukazała się nakładem wydawnictwa POLTEXT, któremu dziękuję za egzemplarz recenzencki.

tytuł: "The Picture of Dorian Gray. Portret Doriana Graya w wersji do nauki angielskiego"
wydawnictwo: Poltext
stron: 447